Jan Żaryn Jan Żaryn
2733
BLOG

Prywatna historia IPN

Jan Żaryn Jan Żaryn Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Drogi Antoni,

Postawiłeś mi wiele pytań, na które - w sposób wyczerpujący - odpowiem dopiero w ksiązce - wspomnieniach o IPN. Zamierzam je kiedyś napisać. Trzymam swój dziennik z tamtych miesięcy i lat, a chociaz był on pisany nieregularnie, to jednak jego wartość tylko wzrasta (biorąc pod uwagę utratę pamięci).

Myślę sobie, że Janusz Kurtyka miał bardzo spójny program organizacyjny prowadzenia IPN. Chciał, by wszystkie piony, a szczegolnie BUIAD (archiwum), BEP i Sekretariat Prezesa stanowiły wspólnotę zadaniową. Nie mógł siłą rzeczy włączyć do tej "rodziny" celów pionu śledczego i lustracyjnego (dziecko po nowelizacji). Nie rozdzielał zatem zbyt jasno kompetencji trzech pionów, a łaczył je w centrali. Jednoczesnie, decentralizował IPN w terenie, gdzie rządzić mieli dyrektorzy Oddziałów. Spotykając się z nimi często spinał w ten sposób tereny w swojej garści. Ta polityka organizacyjna zastosowana przez Prezesa owocowała róznymi napięciami, w tym na styku dyrektor BEP (J.Żaryn) a dyrektorzy Oddziałów, którym podlegały także OBEP-y, czy też dyrektor BEP a dyrektor pionu archiwalnego, czy Sekretariat. Nie traktowałem jednak tego w kategoriach "pola walki", bo przcież chodziło o to, by pracować przy konkretnym zadaniu wspolnie. Miejscem starcia były zresztą - jak pamiętasz - spotkania cotygodniowe z Prezesem. Przykładowo to ścieranie się w obrębie wykonywania jednego zadania wyglądało nastepująco: myśmy w BEP-ie wraz z Sekretariatem Prezesa, czyli Dorotą Kalitą, wymyślali kolejne wkładki do gazet, a stronę merytoryczną załatwiali pracownicy Biura, organizacyjno-finanoswą zaś Sekretariat. Źródłem władzy i decydentem i tak był Prezes, tak wobec Doroty, jak i wobec mnie.  Podobnie, kompetencje archiwum i BEP nachodziły na siebie na wspolnym terenie wydawnictwa, które podlegało BEP-owi. Jednoczesnie w pionie archiwalnym była komórka wydawnicza, która zajmowała się edycją źródeł. Kompromis polegał na tym (to samo dotyczyło tzw. ścieżek oddziałowych wydawnictwa) iż dyrektor BEP - po otrzymaniu zamówionych recenzji - ostatecznie kwalifikował bądź przesuwał do poprawy wszystkie prace majace wyjść w Instytucie. Oczywiście, osobne prawo w tym względzie także przysługiwało Prezesowi, który np. przyjmował projekt okładki (po znanym spięciu ze mną w sprawie okładki dzieła milenijnego z 2006 r.). Przykładów można mnożyć.

Poruszasz w swojej książce sprawę mojej rzekomej porazki dotyczącej usuwania niechcianych przeze mnie naczelników OBEP-ów, którzy byli bronieni przez Dyrektorów Oddziałów. Otóż, rzeczywiście zamierzałem zwolnić kilku naczelników, i w latach 2006 - 2009 udało się przekonać Prezesa, iż to ja mam rację. Byli oni mianowani za czasów prof. Kieresa. Nie bedę podawać nazwisk, ale jeden z nich (prywatnie sympatyczny człowiek) był członkiem partii komunistycznej w latach 80-tych, co moim zdaniem nie wykluczało go z pracy, ale nie powinien (w odróznieniu ode mnie, który nie był członkiem władz PZPR, ani żadnej komórki rządowej) w IPN-ie prowadzić polityki historycznej, w zasadniczy sposób wpływając na jej realizację. Drugi z kolei miał ewidentny konflikt interesów między miejscem pracy w IPN, a drugim: na uczelni, której byli rektorzy z lat PRL notorycznie podejmowali współpracę z UB/SB. Uczelnia ta, nie skora dziś, do samooczyszania się miała zatem realny wpływ na pracowników IPN, którzy odważnie próbowali walczyć o prawdę. Wg ich słów byli realnie tępieni przez owego naczelnika. I w obydwu przypadkach przekonałem Janusza Kurtykę. Czy to znaczy, ze zawsze ja wygrywałem? Oczywiście nie! podajesz przykład dyr. Krzysztofa Zająca, który - czy nam sie podobało, czy nie - znalazł więcej argumentów i przekonał Prezesa iż np. IPN nie może pozwolic sobie prawnie by stac się także (jak tego chcielismy, razem z dr Łukaszem Kamińskim) klasycznym instytutem naukowym. Udało nam się, przy Twojej pomocy, utworzyć stypendia naukowe dla doktorantów i habilitantów, z czego korzystają do dziś pracownicy wszystkich pionów IPN-owskich (a nie tylko BEP-u), jak nam imputowano.

Piszesz, że nie przekonałem Cię w kwestii mojej kandydatury na dyrektora BEP. Trudno. Muszę ci jednak arbitralnie i bez dowodów powiedzieć (bo jak widzę nie chcesz ich widzieć sam), że - mój drogi - właśnie dlatego, że myslę w kategoriach interesu narodowego, jestem faktycznym zwolennikiem pluralizmu - więcej, gwarantem poszanowania tej i innych wartości, które wypływają z bezwzględnego (a nie realatywnego) szacunku do człowieka. I nie zamierzam w ogóle na ten temat dyskutować. Ja to wiem i to mi wystarcza. Albo sie to rozumie, albo nie! Zatrudniając - jak piszesz - kilku "narodowców", jednoczesnie zatrudniłem kilkunastu "liberałów", o czym nie piszesz. Debata polega na tym właśnie, że nie manipuluje się  - czyli nie kłamie. Jeden z tychże nieudanych twoim zdaniem "narodowców" zrobił doktorat i założył jedno z najlepszych pism naukowych w Polsce, a drugi został zatrudniony w Poznaniu, gdzie - za czasów "pluralizmu" werbalnego - nie było nikogo, ktoby zajmował się ruchem narodym. Przyznaj, że to kuriozalne! - chyba, ze nie znasz dziejów Wielkopolski, to nie przyznawaj. Tę oczywistą regułę rozumie np. prof. Jerzy Eisler ("liberał"), który takze zatrudnił "narodowca" zdając sobie sprawę, że trudno pisać o "Żołnierzach wyklętych" nie zauważając istnienia NZW i NSZ na ścianie wschodniej (konkretnie na Podlasiu). Ta cecha z kolei - czyli braku tolerancji - , dotykała skądinąd świetnych historyków z Oddziału lubelskiego, którzy jednak nie potrafi napisać o ruchu narodowym żadnego pozytywnego zdania. To oni jednak uchodzą i uchodzili za historyków otwartych. (Na marginesie, ostatnią moją decyzją było ustanowienie - na co wyraził zgodę Janusz Kurtyka - następcą Rafała Wnuka na stanowisku faktycznego redaktora  naczelnego "PiS"-u dr Sławomira Poleszaka, z tej samej "stajni"). Pluralizm nie polega na tym, że faworyzuje się osoby myslące podobnie do mnie, jak wiesz - to łatwe. Niestety, w latach 2006-2009 doświadczyłem tyle zdarzeń świadczących o nietolerancji przedstawicieli tzw. strony "liberalnej", że nie jeden na moim miejscu, "wykosił" by ich ze stanowisk naczelników natychmiast. Mówili mi zresztą bym to zrobił, bo i tak wdzięczności nie zaznam. I tu mieli rację. Wiem za to na pewno iż to nie ja jestem do cna zakłamany.

Nie wiem, czy pamiętasz, jak w 2006 r. przygotowywaliśmy się do obchodów różnych rocznic, w tym powstania KOR-u. Okazało się natychmiast, że jedyną propozycją "salonu" IPN-owskiego i zewnętrznego, jest wydanie pracy JJ Lipskiego oraz zorganizowanie konferencji naukowej wykluczającej część tego środowiska z obchodów. Mam na ten temat ciekawą korespondencję. Musiałem zagrozić m.in. wstrzymaniem wydania pracy o KOR-e (na co niechętnie przystał Janusz Kurtyka), by "salon" zmusić do uznania, że środowisko Antoniego Macierewicza takze ma prawo uczystniczyć - za sprawą IPN- w obchodach. I zrobiłem to nie dlatego, że jestem bądź nie zwolennikiem tej opocji politycznej dzisiaj, ale dlatego, ze historia KOR bez "Czarnej Jedynki" i "Głosu" jest zakłamana. Inni tego nie chcieli przyjac do wiadomości.

To jedynie kilka przykładów, świadczących moim zdaniem o tym, że w latach 2006-2009 nie nastąpiła degradacja stanowiska dyrektora BEP-u, a jedynie zmieniły się - za sprawą aktywnego i rozumiejącego Instytut Prezesa - warunki pracy wszystkich podmiotów i osób pracujących w naszej instytucji (także doradców). Piszesz takze o moich "certyfikatach" moralności wystawianych wybranym biskupom. Słyszałem to sformułowanie z ust pani Dominiki Wielowieyskiej z "GW". Nie sądziłem, że będzie takze Twoim. Kulisy tych spraw zachowam na lepszą okazję (patrz pierwsze zdanie). Warto jednak przypomnieć, o czym sam wielokrotnie pisałeś i mówiłeś, że każdą sprawę zapisów ewidencyjnych i - szerzej - tzw. tajnych współpracowników (czy jeszcze szerzej OZI) trzeba rozpatrywać indywidulanie. Jesli chcesz mi zarzucić, że z przyczyn pozamerytorycznych swój autorytet naukowy wykorzystałem by niesłusznie bronić wszystkich biskupów w Polsce, ponieważ jestem na ich usługach.... (itd. rozwiń sobie jak chcesz), to przypominam, że wypowiadałem się swego czasu publicznie w sprawie m.in. abp Józefa Michalika, abp Józefa Kowalczyka, kardynała Józefa Glempa i abp Stanisława Wielgusa. Proszę sprawdzić, czy traktowałem "ich sprawy" indywiduialnie, czy "stadnie". W tej sprawie to tyle.

Nie kandyduję do senatu, a będę kandydować, o ile lista z moim m.in. nazwiskiem jako kandydata zostanie zatwierdzona przez odpowiednie władze PiS (nie jestem członkiem partii, a zatem nie uczestniczę w procedurach). Nie ja ujawniłem fakt kandydowania - jak wiadomo. Kampania zacznie się w sierpniu, kiedy będę już na urlopie. W IPN-ie za czasów Janusza Kurtyki pracowało na ważnych stanowiskach wiele osób (w tym dyrektorskich w BEP-ie), które nie mają, nie mieli i nie bedą mieli zapewne nic wspólnego z PiS-em, za to mają i będą mieli wiele wspólnego z PO oraz z wazniejszymi - być może - ośrodkami realnej władzy nad IPN. Domyśl się, o kim myslę? A zatem moja deklaracja, ze jest mi najbliżej na dziś do PiS-u, nie jest żadną ujmą dla Instytutu, bo tylko mnie to określa. Natomiast, wydaje mi się, że jest to interesujące dlaczego historyk, profesor uniwersytecki chce wejść w obręb bezpośredniej polityki (jak np. zrobili to przede mną Jarosław Gowin, Paweł Śpiewak, Wojciech Roszkowski, czy Ryszard Terlecki) ? I odpowiadam. Jedną z głównych przyczyn jest chęć wzięcia realnej odpowiedzialności za stan polityki w Polsce. Jak wiesz doskonale, zewnętrzny ogląd tej korporacji nie skłania do pozytywnych skojarzeń; politycy - moim zdaniem rządzący dziś Polską, a zatem zwiazani z PO - psują państwo polskie, notorycznie kłamią i wprowadzają kłamstwo na równych prawach z prawdą w obręb przekazu medialnego, zamiast dopuszczać przeciwników do realnej debaty, niszczą ich, a w tle komunikację między członkami tej samej obywatelskiej nacji - z konsekwencjami niewyobrażalnymi dla wspolnoty i naszej kondycji narodowej. Czy tak musi być? chciałbym to sprawdzić. Opowiem ci potem.

Jan Żaryn
O mnie Jan Żaryn

Członek Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów. Historyk, specjalizuje się w dziejach Kościoła katolickiego w Polsce, w historii: emigracji po II wojnie światowej, obozu narodowego i w relacjach polsko-żydowskich. Autor wielu książek, artykułów naukowych i popularnonaukowych; publicysta. Filister „Arkonii”; działacz społeczny. Żonaty, ojciec trójki dzieci, dziadek trójki wnucząt.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura